Strony

środa, 29 lipca 2015

2. Jak długo można uciekać przed samym sobą?

Niespokojnie przekręcałam się z boku na bok. Łzy powoli spadały po policzku na poduszkę by zagłębić się w już wilgotny materiał. Nie mogłam w to uwierzyć. To, co powiedział było gorsze od tych wszelkich obelg, które na co dzień znosiłam w szkole. Zdanie jednego dupka było dla mnie gorsze od miliona opinii o wiele lepszych osób. Co ze mną było nie tak? Piąta klasa to dla wszystkich jeden z najlepszych lat w Hogwarcie. Dziś był mój pierwszy dzień, a ja pierwszego dnia płakałam poduszkę upokorzona przez swojego wymarzonego chłopaka. Pięknie się zapowiadało. Tak jak w pierwszej klasie.
Urodziłam się w rodzinie, gdzie większość czarodziei nie utrzymywała kontaktu z mugolami. Oczywiście, nie byliśmy jak niektóre zeschłe rody, które wydziedziczały dzieci za bliższe kontakty z niemagicznymi. Nie było to jednak przez wiele wieków mile widziane. Dopiero ostatnio zaczęło się to zmieniać. Po drugiej bitwie o Hogwart zmarło wiele czarodziei. Może nie była to połowa naszej angielskiej populacji, ale mocno odbiło się w naszym świecie. Gdyby nie lekkie otwarcie się magicznego świata następna generacja zmniejszyłaby się dotkliwie. I ja nigdy bym się nie narodziła.
Moi rodzice poznali się dokładnie dwadzieścia jeden lat temu i pięć miesięcy.  Tata jest mugolem, a mama jest czarownica czystej krwi.  Pracuje w biurze aurorów, nigdy jednak nie chce rozmawiać o swojej pracy. Stanowi to jeden z tematów tabu w naszym domu.  Myślę, że nie chce po prostu mówić o tym tacie. Wiem, że to nie z powodu braku zaufania tylko tak została wychowana.
Od razu po roku pojawił się mój brat. Cała moja rodzina była dumna z jego  postępów. Po zakończeniu otrzymał zaproszenie od sklepu Ollivanderów. Wytwarza jedne z najlepszych różdżek zaraz po Geraldzie.
Zwinęłam się w kłębek czując ból w każdym fragmencie mojego ciała. Myśli, które bolały za każdym razem. Uciekałam za każdym razem od nich,  ale jak długo można uciekać przed samym sobą?
Po paru latach szczęśliwego małżeństwa urodziłam się ja - pulchny kartofelek. Rodzice byli w niebie - w końcu byli rodzinką jak z obrazka. Dorastałam jak mały aniołek i wykazywałam zdolności magiczne. Wszystko się zmieniło, gdy miałam trzy lata wylałam na siebie gorące mleko. Z krzykiem pobiegłam do rodziców. Z ich późniejszego opowiadania dowiedziałam się, że ledwo mnie poznali. Ból wywołał silną reakcję,  a ona - uruchomienie mojej choroby. Jestem metamorfomagiem. Gdybym była jego książkowym przykładem cieszyłabym się niezmiernie. Jednak tak nie jest. Gdy się denerwuję, cieszę się lub po prostu zmienia mi się nastrój mój wygląd zmienia się wraz z nim. Nie potrafię tego zatrzymać. Gdy jednak próbuję sama wywołać jakąś zmianę - nic z tego. Próbowałam wiele razy i nigdy mi to nie wyszło. Będąc małym dzieckiem nie przeszkadzało mi to. Wstałam rano z blond włosami i bladą skórą - ok. Uderzyłam się w nogę -stałam się brunetką z niebieskawą skórą - nie ma problemu. Z niecierpliwością czekałam na powrót mamy z pracy, jako ruda dziewczynka z kocią mordką - a komu to przeszkadza? Problemu zaczęły się, gdy miałam pójść do Hogwartu. Prosiłam rodziców by coś z tym robić, ale zaklęcia i eliksiry nie dawały efektów. Wiele uzdrowicieli odsyłało nas z kwitkiem. Nie widzieli jak dotąd takiego przypadku. Długo rozmawiałam z mamą o nauczaniu w domu, lecz ona nie chciała nawet o tym słyszeć. Uważała, że tylko Hogwart da mi odpowiednie wykształcenie. Ona nie mogła zrezygnować z pracy, a tata jest niemagiczny. Co mi więcej pozostało? Pierwszego września pojechałam do szkoły w lekkim strachu. Mimo stresu i innych emocji udało mi się przeżyć miesiąc. Byłam taka szczęśliwa! Moje rysy zmieniały się lekko, ale nikt nie zwracał na to większej uwagi. Do czasu...
W mroźny czwartkowy poranek pośpiesznym krokiem szłam w stronę sali gdzie odbywały się eliksiry. Śpieszyłam się nie dlatego, że było już późno czy dokuczało mi zimno. Moja skóra nabrała dziś różowego odcienia. Nic nie psuło poranka jak wygląd Kabiego z Gumisiów. Przed salą zwolniłam krok, przycisnęłam mocnej szalik z barwami domu i nieśmiało wkroczyłam do pomieszczenia. Zajęłam swój stolik i starając się nikomu nie przeszkadzać wprowadzałam instrukcje profesor River w życie. Gdy rozdrabniałam ziarenka piołuna skandynawskiego zatrzymała się przede mną. Kątem oka widziałam, że bacznie mi się przygląda. Serce zaczęło bić mi szybciej, a w gardle utknęła wielka gula. Kurde, teraz na pewno zauważy - denerwowałam się bardziej niż podczas pierwszego dnia w szkole.
- Panno French, na pewno się dobrze czujesz? - zapytała.
- Tak, jestem tylko trochę przeziębiona - odchrząknęłam by uwiarygodnić moje słowa.
- Pójdź zatem do skrzydła szpitalnego. Dadzą ci coś, co od razu ci pomoże - zasugerowała.
- Pójdę po lekcjach. Nie chcę opuszczać zajęć z tak głupiego powodu.
Więcej już nie pytała. Stukot jej szpilek dalej zakłócał idealną ciszę potrzebną mi do skupienia się. Chwilę potem mieliśmy użyć prostego zaklęcia, by ogrzać nasze fiolki z wywarem.
-Pamiętajcie by zakreślić kształt idealnego trójkąta, wycelować i dopiero wypowiedzieć zaklęcie. Policzcie do dziesięciu i wypowiedzcie Bretendo. Przerwie to proces ogrzewania fiolki. Wszyscy gotowi? Raz, dwa, trzy.
Z uwagą narysowałam kształt różdżką i skierowałam ją na fiolkę. Pozostało tylko jedno
Pretu...
Dalszą część zaklęcia wypowiedziałam szeptem. Po prawej stronie rudowłosa Gryfonka krzyknęła z przerażenia. Odwróciłam się w jej stronę. Jej fiolka stłukła się a ciemnofioletowy płyn pochlapał szatę. W popłochu strzepywała go i rozbryzgiwał się na ziemi.
- Spokojnie, nic się nie stało, zaraz to posprzątamy... O MATKO! - wykrzyknęła nauczycielka, patrząc w moją stronę.
W tej chwili dym dotarł do moich nozdrzy. Dół mojej peleryny zajął się ogniem. Iskry wściekle tańczyły po materiale zajmując coraz większy obszar. Odrzuciłam krzesło, które z hukiem upadło na podłogę i odskoczyłam jak oparzona. W jednej chwili zerwałam płaszcz. Szybkimi ruchami starałam się ugasić ogień butami, ale udało mi się to dopiero po paru chwilach. Nie zauważyłam, kiedy szalik spadł mi z szyi. Nie zdając sobie jeszcze z tego sprawy spojrzałam po klasie. Każdy z przerażenie patrzyła na mnie jakbym była Rogogonem Węgierskim. Dostrzegłam niebieską plamę na podłodze. Wiedziałam już, że nie patrzą na mnie tak z powodu pożaru, ale wyglądu.
- Wariatka!
- Dziwoląg!
- Wybryk natury!
- Odmieniec!
Cała sala krzyczała w moją stronę. łzy pociekły z moich oczu. Gorzej  być nie mogło.
- Zostawcie ją!
Blondynka z Ravenclawu wystąpiła z tłumu i zasłoniła mnie. Nie znałam jej jeszcze, ale widziałam, że wywodzi się z rodziny mugolaków. Podała mi rękę.
- Chodź, pójdziemy stąd - powiedziała cicho.
Pociągnęła mnie za sobą. Nie wiedziałam gdzie idziemy. Nie obchodziło mnie to. Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach. Po kilku chwilach, czy też minutach zatrzymaliśmy się w pustej sali. Blondynka przez dłuższą chwilę patrzyła na mnie, a ja na nią. Nie wytrzymałam i przerwałam ciszę.
- Czemu tak patrzysz? Aż tak źle wyglądam?
- Niecodziennie widzi się dziewczynę o różowej skórze z łuskami. O elfich uszach nie wspomnę.
Ten komentarz sprawił, że się uśmiechnęłam.

2 komentarze:

  1. W poprzednim rozdziale rzuciło mi się w oczy, że piszesz "Gryfon", przez podwójne "f", co jest błędem. W tym rozdziale natomiast pojawiają się miejscami podwójne spacje (może to wina edytowania, ale lepiej coś z tym zrób, aby Twoim czytelnikom było wygodniej czytać :) )
    Podoba mi się, że nie idealizujesz bohaterów. James nie ma szacunku do innych osób (szczególnie tych mniej popularnych i niezbyt pięknych), jest zupełnym przeciwieństwem swojego ojca (szczerze mówiąc, bardziej przypomina swojego dziadka, który święty też nie był - przynajmniej póki nie zaangażował się w walkę z Voldemortem).
    Natomiast Lisa (mam nadzieję, że dobrze zapamiętałam imię) - nie dość, że nie ma idealnej rodziny, to na dodatek nie potrafi panować nad swoją magią, przez co do piękności jej daleko. I chwała ci za to! Na blogach wprost roi się od bohaterek, którym bliżej do gwiazd porno niż normalnych dziewczyn.
    Mam tylko nadzieję, że nie zrobisz z tej historii mdłego romansu :).
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię idealnych Barbie z idealnym Kenem w idealnym love story. Dziękuję, że spodobał ci się mój pomysł. Liczę, że jeszcze wrócisz do mojego bloga :)

      Usuń

Mia land-of-grafic