Strony

wtorek, 25 sierpnia 2015

5. Co mi strzeliło do głowy?

Co mi strzeliło do głowy? Matko, w życiu nie spodziewałabym się, że tak potrafię. Przeciwstawiłam się mojemu najgorszemu wrogowi. Byłam zła na siebie i... szczęśliwa. Moje życzenie wypowiedziane podczas nocy spadających gwiazd działało.
Leżąc pośród wysokiej trawy patrzyłam w bezchmurne niebo widząc niesamowite smugi światła. Końcówki źdźbeł łaskotały mnie po rękach doprowadzając do śmiechu. Zaciśnięte pięści znowu były otwarte, a umysł starał się zapomnieć o wszystkich wydarzeniach z poprzedniego wieczoru. Trzaskające drzwi wejściowe. Powietrze gęstniejące niczym bita śmietana. Gniewne oczy ojca. Grymas pełnych ust matki. Talerz rozbity na posadce. Woda ściekająca po panelach. Krzyk pełen nienawiści. Słowa rzucane zbyt szybko. Błysk złotego światła. Zdumienie pomieszane ze złością. 
Tego było zbyt wiele. Nie mogłam wytrzymać kolejnej ich kłótni. W skarpetkach, bez bluzy wybiegłam z domu. Biegłam długo, nie zastanawiając się gdzie trafię. Nie miałam już bezpiecznego miejsca. Dom był jednym wielkim huraganem. Zauważyłam, że za mną leciała Pani Księżyca. Nieduży, szaro-czarny jastrząb służył w mojej rodzinie za sowę. Śnieżka, poprzednia sowa mojej mamy przyniosła do domu pisklaka i uwiła gniazdo. Mama stwierdziła, że oszalała i trzeba będzie jej się pozbyć. Po kilku dniowej walce mama cała w ranach po dziobie i szponach zrezygnowała. Mama nie chciała patrzeć na Śnieżkę. Przez kilka dni chodziła struta, nie chciała dostawać poczty a sową i jej maleństwem zajmowałam się ja. Potem jej przeszło. Myślę, że Śnieżka czuła, że jest już stara i nie da rady dostarczać poczty. Po roku poleciała z listem do ministerstwa i zniknęła. Umarła gdzieś spokojnie, a Pani Księżyca przejęła jej rolę. Gdy pojawiła się po raz pierwszy w ministerstwie wzbudziła niemałą sensację.
Teraz każdy się przyzwyczaił do jej piskliwego krzyku. Czułam miękkość jej piór na grzbiecie. Chciała dać mi wsparcie. Gdy skarpetki całe przemokły mi od rosy położyłam się na łące.
Błysnęła smuga światła. Zdezorientowana skupiłam nieco wilgotne oczy na niebie. Zaklęcie? Latający samochód? Ufo? Znów zobaczyłam błysk na niebie. Spadające gwiazdy! Nigdy nie udało się zobaczyć ich na niebie. Znowu mignęła gwiazda i zniknęła za linią lasu. Muszę pomyśleć życzenie. Tylko czego sobie życzyć? Droga gwiazdko, chcę by moi rodzice przestali się kłócić. Smuga złoto pomarańczowego przemknęła po niebie. Droga gwiazdko, chciałabym nie bać się wszystkiego. Migająca gwiazda pojawiła się na chwilę i zniknęła zaraz za lasem. Droga gwiazdko, chciałabym by mój koszmar z przeklętym darem się skończył. Po przeciwnej stronie nieba złota linia przecięła niebo. Uśmiechnęłam się zostało mi jeszcze jedno życzenie. Droga gwiazdko, chciałabym kogoś pokochać. Czekałam chwilę, ale żadna z gwiazd nie spadła. Zamknęłam zrezygnowana oczy i zasnęłam. Po policzku spłynęła pojedyncza łza. Leniwa gwiazda przesunęła się po jaśniejącym niebie.
Pogrążając się w marzeniach nie zauważyłam, że dotarłam do sypialni. Nie byłam senna, więc złapałam koc z łóżka. Usadowiłam się wygodnie w fotelu przy kominku biorąc po drodze przypadkową lekturę. Nie zauważyłam, kiedy " Centaury też potrafią się oswoić" pochłonęły mnie bez reszty. Koło północy rozległo się mocne pukanie w stare dębowe drzwi pokoju wspólnego.
Podeszłam do nich zaniepokojona.
- Wpuść mnie do środka ty stara, bezużyteczna kołatko! - rozpoznałam głos Ślizgonki z mojego roku.
- Czego tu szukasz Helen? - starałam się by zabrzmiało to groźnie, lecz marnie wychodziła mi ta sztuka. 
- Kathleen Price cię woła - uśmiechnęła się niepokojąco.
- Jasne. Gdyby mnie potrzebowała to by tu przyszła.
- No chodź. Później będziesz żałować.
- Poczekaj tu chwilę - rozkazałam dziewczynie.
Wróciłam do pokoju wspólnego Krukonów. Odłożyłam na miejsce książkę, złożyłam koc w równą kostkę, a różdżka trafiła do przedniej kieszeni. Tak na wszelki wypadek, nigdy nic nie wiadomo.
- Możemy iść - powiedziałam, gdy przeszłam przez drzwi z kołatką.
Dziewczyna szła z przodu; z tej perspektywy mogłam dostrzec nieco nierówno obcięte końce włosów i bliznę na prawym łokciu. Szła tak szybko, że ciężko było mi dotrzymać jej tempo. Już po paru minutach byliśmy na drugim piętrze. Zwolniła kroku by poruszać się jak najciszej. Znaleźliśmy się przy drzwiach sprawiających wrażenie, że rdza wgryzła się w każdy skrawek okucia. Helen podeszła do nich i wyszeptała:
- Czarna wiedźma na straży.
Drzwi otworzyły się a w środku był cały tłum ludzi. Nie było słychać żadnej muzyki czy rozmów; ktoś rzucił zaklęcie wyciszające. Gdy przeszłam przez barierę do moich uszu dotarł ryk z głośników. Setki uczniów wyginało się w różnych pozach udających taniec trzymając plastikowe kubki w rękach. Od każdego bił ostry zapach alkoholu. Przepychając się miedzy nimi zrobiło mi się niedobrze. Dotarłam z dziewczyną do końca sali gdzie przy kolejnych drzwiach stało jakiś dwóch gorylów wyraźnie ich pilnujących. Zagrodzili je, gdy Helen chciała wejść.
- Przejścia nie ma - zahuczał.
- Puść mnie. Przychodzę tu od Jamesa - chłopak odsunął się.
Co? Co ona knuje? Dałam się nabrać.
- Słuchaj, Helen, nigdzie... - nie mogłam dokończyć zdania gdyż pociągnęła mnie z całej siły do środka. Puściła mnie dopiero, kiedy drzwi zamknęły się za nami. Ja skamieniałam z przerażenia, gdy zobaczyłam, co było w środku. Kręciło się w niej kilku pijanych nastolatków. Helen stanęła przy boku Jamesa i czarnoskórego chłopaka ze Slytherinu. W środku pokoju stała kanapa. Na niej siedziała związana zaklęciem Elena.
- Co wy zrobiliście!? - krzyczałam wściekła. - Puśćcie ją!
Chciałam do niej podejść, ale strach, panika i dziwna siła nie pozwalała mi pomoc przyjaciółce.
- Wreszcie się zjawiłaś Dziwadło. Wszyscy czekaliśmy na ciebie - głos Pottera był denerwująco kuszący. 
- Potter, puść ją - rozkazałam.
- Oh, ja i Elena świetnie się bawimy. Prawda kochanie? - podszedł do niej i ściskając mocno kości szczęki pocałował dziewczynę.
- Zostaw ją - wyciągnęłam różdżkę z kieszeni. Moja reakcja wywołała szybką reakcję kilku chłopaków. Przeciwko mojej różdżce skierowanych było pięć innych. Denerwowałam się. Moje włosy przybrały kolor krwawej czerwieni.
- Chyba nie chciałabyś tego zrobić Lisa. Wszyscy tego byśmy nie chcieli - śmiech przebieg po sali. - Może i ty zabawisz się z nami?
W jego oczach pojawiły się dwa niebezpieczne ogniki. Zacisnęłam pięść wolną dłonią. Chyba to zauważył.
- Incarcerous - krzyknął brunet. 
Schyliłam się i uniknęłam zaklęcia. Musiałam coś zrobić i to szybko. Zaraz mnie trafią i Bóg wie, co zrobią. Zrobiłam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.
- Deappararum - szepnęłam i nakreśliłam małe koło skierowane w górę. Moja postać natychmiast zniknęła wypuszczając kilka baniek mydlanych. Zaklęcie to było uczone dopiero na siódmym roku po psikusach, jakie robili młodsi uczniowie. Godziny spędzone w bibliotece na coś się przydały.
- Mówiłem, by ją trzymać, durnie - krzyczał James. - Szybko, złapcie ją.
Ja, nie czekając, pchnęłam drzwi i wybiegłam z tego pokoju. Za mną rzucili się wszyscy poplecznicy Pottera. Musiałam przepchać się przez cały tłum ludzi, którzy pijani nie wiedzieli, co się dzieje. Gdy wyszłam z imprezy wciągnęłam zapach świeżego powietrza. Nie wiedziałam, co zrobić. Wiedziałam, że będą myśleć, że pobiegłam do pokoju Krukonów po prefekta czy innych uczniów. Mogłam też pójść po opiekuna domu. Muszę zrobić coś, czego się nie spodziewają. Skręciłam w lewo i pobiegłam do końca korytarza. Zaczęłam się już pojawiać. Zaklęcie działało bardzo krótko. Moja półprzezroczysta pięść zaczęła dobijać się do mahoniowych drzwi. Moje serce biło jak szalone. Co się teraz działo z Eleną? Co jeśli teraz torturują ją? Powinna ją teraz ratować. 
Nie miałam dużo czasu do namysłu. Drzwi otworzyły się, a w świetle różdżki zobaczyłam profesor Malfoy. Miała narzuconą szyfonową narzutkę, a na głowie tysiące wałków.  Na stopach miała różowe kapcie z piórkami. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znalazłam pewnie wybuchłabym śmiechem. 
- Co ty wyprawiasz o tej porze. - syknęła.
- Pani, profesor! James Potter torturuje moją przyjaciółkę!
- Co? Nie wygłupiaj się French - prychnęła. - Dziecko, jak ty wyglądasz!
- To nieważne. Myśli Pani, że mam humor na wygłupy? Błagam, proszę mi pomoc.
- Prowadź.
Pobiegłam tą samą drogą, co wcześniej. Nauczycielka w międzyczasie mruczała zaklęcie, które pomogło jej się ubrać w bardziej stosowny strój. Po chwili staliśmy przy drzwiach, lecz były zamknięte.
- Odsuń się - mruknęła i wycelowała różdżkę w drzwi. - Sesam Materio.
Drzwi ustąpiły i wbiegliśmy do środka. Tłum pijanych uczniów uskakiwał nam z drogi. Część próbowało uciec, ale pani Malfoy nie patrząc na drzwi machnęła różdżką i natychmiast się zamknęły. 
- Tutaj - wskazałam drogę do pokoju.
Siedziała tam tylko brunet z Gryffindoru pilnujący Eleny. Jej na szczęście nic więcej się nie stało. Kamień spadł mi z serca. 
Zabrałam się za rozwiązywanie jej. 
- Gdzie jest Potter? - zagrzmiała profesorka.
- N-nie wiem, p-pani profesor - jąkał się przerażony. - Poszedł szu-ukać Dz-dziwadła.
- Kogo? 
- Jej - wskazał na mnie ręką.
- Idziesz ze mną. Wy również, jeśli oczywiście możecie. Wszyscy do wielkiej sali - nikt nie chciał się wyłamać. - Ruszycie się wreszcie, czy mam wezwać Czarnego Pana żeby was pospieszył?
Groźba podziałała natychmiast. Tłum ludzi wylał się w stronę wielkiej sali. 
- French, pójdziesz w stronę pokoju wspólnego Krukonów. My będziemy pół kroku za tobą. Założę się  o sto galeonów, że tam na ciebie czekają.
Szybkim krokiem wykonałam polecenie nauczycielki. W wieży Krukonów serce zabiło mi szybciej. Oni gdzieś tutaj byli.
- Proszę, proszę, mamy cię - zawołał. - Incarcerous.
Wokół mojej talii i szyi zawiązał się gruby sznur. Odciął dostęp powietrza. Odruchowo próbowałam zaczerpnąć go, ale nie mogłam. Palący ból rozprzestrzenił się po moim ciele.
- Dość - krzyknęła dosadnie pani Malfoy.
Przerażeni uczniowie cofnęli się. Jednym ruchem różdżki uwolniła mnie z morderczego uścisku. Wzięłam haust powietrza i zakasłałam. Popatrzyłam na nią. Jej usta bezgłośnie ułożyły się w słowo przepraszam.  Śmiercożerczyni przeprasza?
- Wszyscy ze mną do dyrektora.


~~~:-:~~~

Mam nadzieję, że ten rozdział spodoba się wam lepiej niż poprzedni. Trochę drastycznie wyszło :D

Aniu, kochanie, wiedz, że pisałam go z myślą o tobie.
Zapraszam również tutaj: http://narcyza-i-lucjusz-learn-to-love-again.blogspot.com/
Młodsza Narcyza, która bierze udział w moim blogu :)
Do zobaczenia :)

środa, 12 sierpnia 2015

4. Kotku, ty też idziesz, nie?


Powoli otworzyłam oczy. Nade mną stały dziewczyny wachlując z przerażeniem w oczach.
- Jejku, Lisa, co ci jest? Zaraz pójdziemy do skrzydła szpitalnego. Muszą cię przebadać.
Słowa Eleny dotarły do mnie szybciej niż znicz uciekający przed szukającym. Momentalnie siadłam mimo zawrotów głowy, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Nie pójdę do żadnego szpitala! - wykrzyczałam. - Po moim trupie!
- Wtedy chyba będzie już za późno - zachichotała Emma.
- Nigdzie nie pójdę. Po prostu za szybko biegłam.
- Jesteś pewna? - zapytała niepewnie Kat.
- Tak jestem w 200 % pewna. Błagam, nie stójcie nade mną jak nad idiotką.
Wstałam powoli i powędrowałam w stronę łóżka. Jedna z rąk podała mi kawałek czekolady. Dawka cukru w moim organizmie dała mi porcję energii.
- Co tam się właściwie stało? - zapytała Katleen.
- Sama już nie wiem. Muszę sobie to w głowie poukładać.
- Rozumiem. Zostajesz teraz w pokoju? Mogę jakoś cię wytłumaczyć - zaproponowała.
- Muszę iść. Profesor Munnoz nie daruje mi, jeśli nie pojawię się na każdej lekcji.
Znowu zobaczyłam wzrok mówiący " coś jej się dzieje".
- Chyba zbyt mocno uderzyłaś się w głowę. Munnoz jest na urlopie. Wróci dopiero po wakacjach.
- Kto w tym roku będzie nas uczyć?
- Narcyza Malfoy - zachichotała Nadia.
Świetnie. Matka i żona śmierciożercy będzie nas uczyć jak walczyć z takimi jak oni. Ten rok szkolny to chyba żart.
- No to w takim razie nie mogę przegapić tej chwili.

Przed salą znajdowała się spora grupa czarodziei. Znajdowali się tutaj nie tylko piątoklasiści, ale także tłum gapiów chcących zobaczyć nową nauczycielkę. Nie było jej na rozpoczęciu roku. Dość kontrowersyjny wybór dyrektorki wywołał jednocześnie falę oburzenia i radości. Szepty rozlegały się po całym korytarzu. Gdy czarna postać wyłoniła się zza rogu nastała niezdrowa cisza. Poruszała się niemal bezszelestnie. To, jak się poruszała przypominało lewitowanie nad ziemią. Jej oczy wyglądały na nieobecne. Mocnym ruchem różdżki otworzyła drzwi do sali. Nikt nie śmiał pierwszy wyjść z szeregu. Kobieta dotarła do drzwi i spiorunowała nas wzrokiem.
- No co? Wchodzicie do klasy czy muszę rzucić na was Imperiusa? - jej uśmiech był przerażający.
Grupki piątoklasistów szybko zaczęły zajmować ławki jak najdalej od kobiety. Miałam pecha - musiałam zająć ławkę tuż przed katedrą. Serce zaczęło bić mi szybciej. Czarownica emanowała dziwną aurą. Sama jej obecność wywoływała niekontrolowane przerażenie. Czułam, że  to nie będą przyjemne lekcje.
- Witam was wszystkich. Nazywam się Narcyza Malfoy i będę zastępować profesora Munnoza. Pewnie ku radości niektórych z was skupimy się na praktycznej części tego przedmiotu. Od następnej lekcji Obrona przed Czarną Magią odbywać się będzie w największej sali na czwartym piętrze. Ma ktoś wątpliwości?

Podczas obiadu nie mówiło się o niczym innym jak o corocznej wielkiej imprezie zapoznawczej robionej przez Pottera i o nowej nauczycielce.
- Jak myślicie, wywalą ją pod koniec roku czy jeszcze przed pierwszym trymestrem? - pytał Josh, przyjaciel Nadii.
- Daj spokój, ona żartowała... chyba - wszyscy zaśmiali się z uwagi Kat. - Jejku, te kanarkowe kremówki są cudowne - zkomplementowała, wpychając do ust kolejne ciastko.
- Idzie ktoś z was na imprezę Jamesa.
- Nie mogę tego przegapić - rzekł Ben, szóstoklasista, który chodził z Emmą - Kotku, ty też idziesz, nie?
- Myślisz, że cię puszczę do takiego tłumu dzikich dziewczyn? - prychnęła żartobliwie. - Będzie też Adam i Nick. Nadia też coś tam mówiła.
Mais oui! Nie będę sama siedzieć w pokoju, kiedy najlepsza impreza roku będzie tuż pod nosem.
- Czyli jak co roku zostaję z Eleną. Ty mnie nie zostawisz prawda? - zapytałam dla pewności biorąc kęs smażonego jajka.
- No wiesz... Tak się złożyło... Chciałabym, ale...
- Idziesz? - opadła mi szczęka tak, że chyba szorowałam nią po podłodze. - Dlaczego?
- Ian mnie zaprosił - dziewczyna zarumieniła się i spuściła wzrok.
- I wszystko jasne. Została ostatnim przegrywem w tym zamku.
- Oj, daj spokój. Możesz iść z nami.
- Do Jamesa? W życiu! - zaprotestowałam.
- Okej, przyjdę wcześniej, żebyś nie musiała siedzieć całą noc sama - zaproponowała Katleen.
- Dzięki - ponuro wróciłam do jedzenia. - Gdzie tym razem będzie to organizowane?
- Słyszałam plotki, że chłopaki znaleźli super salę na 2 piętrze. Ktoś z ostatniej klasy wyczaruje rano zaklęcie wyciszające i nikt się nie dowie.
- I znowu podłożycie kukły do łóżek? - pokiwali głowami. - Super, będę spać w pokoju wypełnionym oddychającymi kukłami. Kiedy to jest?
- Jutro.

Od razu po piątkowych zajęciach wszystkie umywalki w łazience na szóstym piętrze były zajęte. Musiałam poczekać dobre dziesięć minut, by umyć ręce. Tłumy dziewczyn kręciło włosy, malowały usta i dobierały biżuterię chcąc wyglądać jak najlepiej. Większość z nich wyglądały jak wieszaki na wiejskim straganie. Tylko kilka zachowało w miarę normalny wygląd. Dusiłam się ze śmiechu w środku. Jedną z najgorzej ubranych była Nadia. Sznury sztucznych pereł nie pasowały do krótkiej sukienki z cekinami i szarych zakolanówek. Nie chciałam jej jednak o tym mówić; złamałabym jej serduszko.
- Jak wyglądam Lisa? - zapytała Elena.
Jej blond włosy, zwykle związane w kucyku były teraz rozpuszczone. Delikatna różowa sukienka dodawała dziewczynie uroku. Makijażu nie miała prawie wcale. Jedna rzecz nie pasowała.
- Zamierzasz iść w trampkach? - zapytałam zdziwiona.
- Złe? Nie mam innych butów - zmartwiła się.
- Poczekaj tu chwilę.
Na początku musiałam zrobić slalom między stosami sukienek i spódnic, co było nie lada wyczynem. Przeciskanie się przez dwie pulchne dziewczyny graniczyło praktycznie z cudem. Wybrałam drogę naokoło i znalazłam się tuż przy Kat.
- Mogę pożyczyć beżowe buty na słupkach?
- Jasne, wybierasz się jednak? - świeczki zapaliły się w jej oczach.
- Oczywiście, że nie. To dla Eleny.
Wybrałam się w drogę powrotną. Była równie trudna jak wcześniej. Po chwili znalazłam się obok blondynki.
- Nie dziękuj i przed udaniem się na imprezę poćwicz chodzenie w nich. Powodzenia na randce - chytry uśmiech przebiegł po mojej twarzy.
- To nie randka - syknęła rzucając we mnie pędzlem. Za późno- mnie już tam nie było.
Po opuszczeniu placu manewrowego byłam w dobrym nastroju. Tylko na chwilę. Widząc brązową czuprynę i szatę Griffindoru w środku zapłonęłam ze złości. Ten bezczelny dzieciak przychodził tutaj podglądać dziewczyny. Gniew sprawił, że nabrałam nieco odwagi.
- Co, Potter, twoje laski nie dają ci takiego widoku? - kipiałam ze złości.
Chłopak był zdziwiony nagłym przypływem odwagi. Stanął jak słup soli.
- Daj spokój. Muszę tylko znaleźć jedną dziewczynę - odpowiedział delikatnie zdenerwowany.
- Powodzenia. Mam nadzieję, że te poszukiwania nie zakończą się tak jak twoja wyprawa po rozum.
Dziewczyny stojące przy wejściu zachichotały. Chłopak zrobił się czerwony jak burak. Nie dając mu szansy na ripostę poszłam do dormitorium planując samotny wieczór.

sobota, 1 sierpnia 2015

3. Dlaczego mnie obserwowałeś?

Słońce przedostawało się przez szło witrażu. Promyki leniwie przesuwały się po mojej twarzy brutalnie przerywając mój krótki sen. Wolno otworzyłam powieki. Były opuchnięte od wczorajszego płaczu. Odrzuciłam koc i rozejrzałam się po dormitorium. Było długim prostokątem z kamiennymi ścianami pomalowanymi na biało. Część z nich przykrywały niebieskie tkaniny. Uwagę przyciągał ogromny kominek naprzeciwko drzwi dający przyjemne ciepło w całym pomieszczeniu. Po jego obu stronach okna wpuszczały mnóstwo światła idealnego do czytania książek na dużych wiktoriańskich fotelach. Nasze łóżka po drugiej stronie były raczej proste. Każda z nas wybrała sobie inna pościel, oczywiście niebieskie, co kłóciło się z pomysłem Emmy. Trafiła razem ze swoją siostrą Eleną do Ravenclawu. Bliźniaczki, ale tak różne jak lód i upał. Jedna rysowała, a druga pisała. Emma - typowa dusza towarzystwa, która chciała zostać sławną projektantką szat czarodziei i przełamać dotychczasowe przyzwyczajenia. Bliższy kontakt złapałam z Eleną, która była romantyczką piszącą wiersze i własną książkę - romansidło o miłości, której nigdy nie doznała. Mieszkała też z nami Nadia, wysoka blondynka uparcie przekonana o swoim francuskim pochodzeniu. Nawet na duże uroczystości zamierzała pójść z tym dziwnym francuskim berecie. Na szczęście Emma w porę wybiła jej to z głowy. Uśmiechnęła się, gdy przypomniał mi się pierwszy raz, gdy ujrzałam to pomieszczenie.

Niepewnym krokiem szłam po schodach na czele grupy. Szybkość dyktowali starsi Krukoni, którzy nie mogli się już doczekać podzielenie się z kolegami wakacyjnymi przygodami. Wśród nich rozbrzmiewały już zagorzałe dyskusje, jedynie wokół mnie panowała niezdrowa cisza. Po dłuższej wyprawie po schodach stanęliśmy w niewielkim korytarzu z parą drzwi. Jedne z nich nie miały ani klamki ani dziurki od klucza. Jedyną ich ozdobą była duża ozdobna kołatka w kształcie orła.
- Spokojnie, spokojnie, zaraz wszyscy wejdziemy. Andrew, nie pchaj się, bo będziesz szorować pokój wspólny. To nasza część zamku. By wejść przez drzwi musicie zastukać i odpowiedzieć na zagadkę. Jeśli nie odgadniecie, no cóż, zostaje wam noc w składziku na miotły, który jest obok. Może wybawi was ktoś,  kto przyjdzie później - chytry uśmieszek pojawił się na twarzy Austina Hoovera, prefekta Ravenclawu.
Odwrócił się i uniósł dłoń. Donośny dźwięk rozległ się po korytarzu przerywając wszelkie dyskusje. Kołatka ożyła. Orzeł rozprostował swoje skrzydła, potem energicznie strzepał kurz, jaki się osadził na nim przez wakacje. Po kilku chwilach z dzioba wypłynął potok słów.
-Ucieka wiecznie od jasności, chociaż wie, że zginie w ciemności.
Byłam przerażona tym, co usłyszałam. Miałam odpowiadać na takie coś? Przecież tego nie da się rozwiązać! Jaka będzie odpowiedź? Wampir? Roślina cieniolubna? Zanim dalej strzelałam, prefekt zdecydował się na odpowiedź.
- Odpowiedź brzmi cień.
- Dobrze rzeczesz - odpowiedziała kołatka i pozwoliła nam wejść do środka. Moim oczom ukazał się ogromny okrągły pokój z łukowymi gotyckimi oknami, drewnianą podłogą wyszorowaną na błysk i sufitem imitującym rozgwieżdżone niebo. Wszystko wyglądało to tak wspaniale, tak.. zamkowo. Byłam wniebowzięta. Nie lubiłam mojego londyńskiego domu. Wszystko było zwyczajne, nijakie, a ta szkoła miała niesamowity klimat. Wiedziałam, że będzie mi się tutaj podobać.
Prefekt przeszedł do posągu rzeczywistych rozmiarów we wnęce naprzeciwko drzwi. Biały marmurowy pomnik przedstawiał czarownicę o chłodnym spojrzeniu w sukni do ziemi. Na jej głowie błyszczał misterny diadem. Z posągu bił chłód, przez co na mojej skórze wyskoczyła gęsia skórka. Z znikąd nagle pojawił się duch. Kobieta w długiej sukni i pelerynie do ziemi sunęła od strony drzwi ku nam. Z przerażenia odskoczyłam na bok by nie mieć z nią kontaktu fizycznego. Kobieta nie okazała żadnej oznaki, że to zauważyła. Zawisła koło pomnika i zaczęła mówić spokojnym i smutnym głosem.
- Rowena Ravenclaw chciała, by wielkimi czarodziejami zostawały osoby obdarzone nieprzeciętną inteligencją i bystrością. Stoicie więc zatem wy, którzy spragnieni wiedzy chcecie rozpocząć kolejny rok nauki w Hogwarcie. Ja, Szara Dama, będę się wami opiekować. Pamiętajcie, każdy Krukon w potrzebie otrzyma u mnie pomoc.
Kobieta zarzuciła swoimi długimi lokami podczas odwracania się i znikła w suficie.
- Także no, Dama chyba o założycielce powiedziała. Pokój wspólny jest duży, więc każdy o dowolne porze może sobie poczytać. Gdybyście potrzebowali światła w szafce po lewo od biblioteczki znajdują się świerszcze w kulach. Pamiętajcie by potem odłożyć je na miejsce by się naładowały. Dziewczyny mają wejście po prawo a chłopaki po lewo. W tym roku pierwszoroczniaki mają sypialnie na trzecim piętrze. Życzę udanego roku w Hogwarcie.
Z niepełnością powoli udałam się w kierunku klatki schodowej. Pozwoliłam się wyprzedzić starszym dziewczynom taranującym wszystko po drodze jak czołg. Na końcu zostałam jak i kilka dziewczyn w podobnym wieku, co ja. Pewnie też pierwszoroczne. Jedna z nich - brunetka - odezwała się pierwsza.
- Wy też na pierwszym roku? Cześć, jestem Kat - po kolei wyciągała do nas ręce.
- Cześć. Ja jestem Nadia.
- A my Emma i Elena. Jak widać bliźniaczki
- Miło was poznać. Nazywam się Lisa - uśmiechnęłam się nerwowo.
- No to chodźcie, zobaczymy jaką odjazdową sypialnie mamy - powiedziała Nadia.
Schody lekko skrzypiały pod naciskiem, tak samo jak drzwi. Byliśmy zaskoczone tym, co zobaczyliśmy. Sypialnia, mimo, że duża i widna była nieco zaniedbana. Stary wystrój i warstwa kurzu sprawiała, że nie chciałam tam mieszkać.
- Chyba czeka nas duży remont - oznajmiła Emma.

Jak powiedziała tak zrobiła. Pamiętam jak z ogromnymi oczami patrzono się na nas - kilkoro pierwszorocznych umazanych w  białej farbie latających co chwilę do sowiarni by sprawdzić, czy dany materiał już przyszedł. Musieli mieć z nas niezły ubaw. Teraz jednak czuję się tu lepiej niż w domu. Chwyciłam ręcznik oraz kosmetyczkę i na palcach udałam się łazienki by nie zbudzić dziewczyn. Ciepły strumień wody otulił moje ciało. Wszystkie mięśnie rozluźniły się a ja zapomniałam o tym, co założyć po południu, jakie mam lekcje dzisiaj i jakie książki muszę wypożyczyć dzisiaj. Liczyło się tylko te parę chwil, kiedy byłam sama dla siebie. Wychodząc o mało nie wywróciłam się na mokrej podłodze.
- A niech to, muszę to wytrzeć.
Po skończeniu porannej toalety wróciłam do pokoju równie cicho jak przedtem. Dziewczyny jeszcze spały. Spojrzałam za okno. Słońce leniwie wlokło się po wzgórzach, co oznaczało, że mam jeszcze chwilę dla siebie. Zabrałam torbę, wierzchnią szatę i pobiegłam w stronę Wieży Astronomicznej.
Od pierwszej klasy wracałam tutaj w wolnych chwilach. Nikt poza nocnymi lekcjami nie odwiedzał jej oprócz oczywiście mnie. Brałam zawsze książkę i wygodnie rozsiadałam się na poduszce. Często tutaj traciłam poczucie czasu myśląc, co zrobiłam źle lub jak powinna odparować moim prześladowcom. Myślałam, że o mojej kryjówce wiedziała tylko Kat. Dopiero dzisiaj zostałam wyprowadzona z błędu.
- Cześć Lisa.
Odskoczyłam jak oparzona. Kto zdemaskował moją kryjówkę? Odwróciłam się szybko by zobaczyć, kto śmiał wejść do mojej świątyni. Stał tam nie kto inny jak Albus, młodszy brat Jamesa.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam gniewnie.
- Nie mogłem spać, więc przyszedłem zobaczyć czy znowu tu siedzisz.
- Skąd wiesz, że tutaj przychodzę? - byłam w takim szoku, że nie zdołałam nic więcej powiedzieć.
- Na pierwszym roku zabłądziłem, a ty tutaj już byłaś. Potem kilka razy też. I uprzedzę, nie, nie śledzę cię. Po prostu lubię samotność jak ty. Nie gniewaj się na mnie.
Albus Potter, syn sławnego Jamesa, Ślizgon, mówiący do mnie coś na kształt przeprosin to było dla mnie za wiele. Z wrażenia usiadłam na mojej poduszce.
- Dlaczego mnie obserwowałeś?
- Lubię patrzeć na wschody słońca. Dlatego tu przychodzę, ale często wieżę zajmujesz ty. Gdy już przychodziłaś cicho siadałem w kącie i patrzyłem jak się uczysz. A dlaczego? Nie wiem. Może z tego powodu, że nie miałem nic lepszego do roboty. Poza tym, brzydka nie jesteś, mogłem na Tobie oko zawiesić.
Ogromny czerwony rumieniec spłynął mi na twarz. Speszona zaczęłam zbierać książki.
- Chyba już muszę iść. Zaraz spóźnię się na lekcję - skłamałam, by uciec stąd jak najdalej. Byłam już przy schodach Al krzyknął za mną.
- Czekaj Lisa - moje ciało posłusznie stanęło, mimo, że mózg krzyczał by się ewakuować. Jego ręka złapała mój nadgarstek. - Słuchaj, nie jestem twoim wrogiem. Możesz mi zaufać.
Tego było za wiele. Pobiegłam w dół prosto do swojego pokoju. Dziewczyny odwróciły się w moją stronę, gdy wpadłam z szybkością osy do pokoju. Kat podeszła do mnie i zapytała, co się stało.
- Byłam z Albusem Potterem na wieży. Trzymał mnie za rękę.
Potem widziałam tylko zaskoczoną twarz. Z twarzy odpłynęła mi cała krew, gdy dotarło do mnie, co się dziś rano stało. W głowie zaczęło mi się kołować, a ja osunęłam się na podłogę.
Mia land-of-grafic